stracony
Dodane przez olek dnia Listopada 18 2008 11:59:58
stracony


Znów zaczął sypać śnieg. Dlaczego mnie już to nie cieszy? A co ma mnie teraz cieszyć? Boję się. Cholera, boję się. Stary chłop, a się boi.. i nie może się podnieść. Boję się zamknąć oczy. Boję się, że już ich nie otworzę. Albo, że jak je otworze, to świat będzie inny – gorszy. Z dnia na dzień wszystko jest coraz gorsze. Chce mi się płakać, ale już nie mam na to sił. Do czego ja się doprowadziłem? Jak ja mogłem? Leżę sam, opuszczony, niechciany, gdzieś w jakimś ciemnym zaułku pod blokiem. Nawet nie wiem, gdzie. Lezę w śniegu i nawet nie mogę się podnieść. Jestem brudny. Nie myłem się i nie goliłem od kilku miesięcy. Podarte ubrania nie trzymają już mojego ciepła. Wyglądam jak ścierwo. Ale w końcu tym się stałem. Jestem bezdomnym, opuszczonym menelem. Nikt już mi nie chce zaufać. Nikt już nie chce mi pomóc, wyciągnąć ręki, zabrać stąd, zapewnić ciepły nocleg, dać jeść, czy tym bardziej dać jakieś pieniądze. I nie dziwię się im. W końcu, nawet jakbym miał jakieś pieniądze, to większość bym zaraz przepił, żeby nie pamiętać o tym, w jak beznadziejnej jestem sytuacji. Będąc pijanym na moment zapominam o moim położeniu. Później przychodzi kac i ból, a po nim głód, rzeczywistość i wyrzuty sumienia, że przepiłem kolejne pieniądze, zamiast zaoszczędzić, żeby spróbować wyjść z tego dołka. Za każdym razem, gdy uderzają te wyrzuty, świat staje się w oczach coraz gorszy. I znów trzeba pić, żeby zapomnieć. I tak błędne koło się zamyka. Jak nie konam od alkoholu, ani od kaca, to zabijają mnie moje realia. Ale teraz już chyba jest koniec. To ostatnia noc. Nie ma gwiazd. Delikatnie pada śnieg. Małe, białe, miłe płatki płyną leciutko w dół, po czerni nocy.. Gdzieś w oddali pali się latarnia. Ale jej światło nie sięga mnie. Nikt mnie nie dojrzy. To miejsce, w którym przytula się do mnie śmierć... A przecież wiodłem dobre życie. Byłem przyjazny, chodziłem do szkoły, dostałem prace, miałem żonę, byłem szczęśliwy. Wszystko może się w mig obrócić w przeciwną stronę. Żona zmarła w wypadku, z pracy mnie wylali, popełniłem błąd atakując w gniewie znajomego.. Trafiłem do więzienia, po odsiadce straciłem dom, zacząłem pić... I teraz leżę tutaj. I nie mogę się podnieść. Noga mi zdrętwiała. Boli.. Odmarzła, już się jej nie uratuje. Pamiętam dobrze ten ból. W końcu już mi amputowali stopę w drugiej nodze. Czułem dokładnie to samo. Z tym, że teraz jest to ból w kolanie... Już po świętach. Styczeń.. Mróz, śnieg... noc... śmierć... zamykam oczy... żegnam.
Artykul był czytany : 210 razy
Autor: RESURRECTOR